czwartek, 19 października 2017

ciągłego ruchu || biegam i (nie)myślę

Po pobudce po 5, wracam rano z treningu, na 13 do pracy, potem zebranie i kolejny trening, by następnego dnia znów rano wstać... Myślę sobie, jak ja żyłam, kiedy nie uprawiałam prawie codziennie sportu. 


Po pierwsze ciągle się uczyłam, jedyną rozrywką było wyjście na mecz i oaza. Tak, zawsze mnie w tę stronę ciągnęło. Wiedziałam, że nigdy nie będę sportowcem i bardzo zazdrościłam tym, którzy mieli ku temu predyspozycje. Rekompensowałam sobie to oglądaniem większości meczów siatkówki w telewizji, rokiem sksów, na które w końcu zdecydowałam się pójść, rolkami w lecie i przez jakiś czas basenem raz w tygodniu. Nie miałam też takiego wyboru darmowych treningów, jakie mam teraz. Czy żałuję? Nigdy. Taką wtedy byłam osobą, że inaczej nie potrafiłam. Ostatnio pomyślałam też, że moja wytrwałość i sumienność w nauce przekładają się na samodyscyplinę i konsekwencję w obecnych treningach. Dzień po treningu - jakimkolwiek - jest dniem zdecydowanie lepszym. 

Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że czasem jest to kamuflaż. Przysłaniam sobie pustkę, różnego rodzaju. Brak wspólnoty, brak bliskości duchowej, brak większego zaangażowania w w osobistą relację z Panem Bogiem, brak dobrych rekolekcji, które by coś zmieniały. Nigdy nie przestaję wierzyć, nie przestaję się modlić czy czytać Jego słów, ale często robię to mechanicznie, a na coś więcej szkoda mi poświęcić treningu. Nie chce przejmować się kolejnym dniem, więc nie daję sobie na to czasu. Nie umiem go marnować, by dobrze się czuć, muszę coś robić. Z tego też powodu ciężko mi było zebrać się do tego, by coś tu napisać. W ten sposób zapełniam też (albo przede wszystkim) tęsknotę za najbliższymi, za spokojem i bezpieczeństwem. Za domem, bo chyba tylko tam czuję się pewnie i swobodnie. No, chyba że w górach. Z nimi nic nie może się równać.

Sport pomógł mi wtedy, kiedy w ciągu dnia nie płakałam tylko biegając czy jeżdżąc na rolkach. Sport pomaga mi teraz. Pokazuje, że można wszystko, można łamać kolejne granice, można poczuć się ważnym, decydującym o swoim życiu. Czuję się lepiej sama ze sobą. Wszystko, co było wcześniej też było po coś i teraz znajduje swoje odbicie w bardziej sportowej rzeczywistości. Ostatni miesiąc to trzy życiówki, trzy piękne życiówki, o których kiedyś nawet nie marzyłam. Kilka wejść na podium. Półka się zapełnia, a 10 lat temu z podziwem patrzyłam na wszystkich sportowców, żałując, że nie mogę poczuć chociaż ułamka tych emocji. To większość najpiękniejszych chwil mojej obecnej codzienności, chociaż tęsknię za niektórymi praktykami z lat ubiegłych.


Wiem, jak dużo pracy jeszcze przede mną. Wiem, że dla niektórych moje wyniki i tak są śmieszne.
Dla mnie to duży sukces, ale i jeszcze większa radość. Jednak najlepiej, kiedy w tych chwilach są ze mną inni ludzie. Nie chcę ich zaniedbywać, staram się tego nie robić, wiem jednak, że różnie mi to wychodzi.

Wiem, jak dużo pracy jeszcze przede mną. Pracy trudniejszej, bo często z emocjami, ludźmi, grzechami i trudnymi decyzjami. Dziś przepraszam i jestem wdzięczna, że mogę korzystać z darmowych endorfin.

A żeby to bieganie miało większy sens, to znów przy okazji Półmaratonu Warszawskiego zbieram pieniądze na Fundację Synapsis, byłoby miło, gdybyście wpłacili coś dla Dzieci z Autyzmem.
https://rejestracja.maratonwarszawski.com/pl/charity/4016 o tu!

sobota, 15 kwietnia 2017

Nieba || słów kilka na TĘ noc


Chciałam coś napisać, ale w sumie brakuje już słów, kolejny raz przeżywając tę niepojętą Tajemnicę.
Trzeba być. Tylko i aż. Tego jestem pewna - być z Nim, kiedy umiera i być z Nim, kiedy powstaje. Jednak na tym Jego rola się nie kończy. Wstaje, zstępuje do Otchłani, stając się tak bardzo człowiekiem, że będąc aż tak blisko grzechu. Tam też jest szansa. Szansę daje nam do końca. I jest. Od wieków jest przy Nas, ciągle to czuję.


Doskonale zdaję sobie sprawę jednak z tego, jakie to trudne - być na tyle blisko, by te Zmartwychwstanie było w nas, byśmy odrzucili wszelką niemoc i niechęć, którą mamy w sobie, te mniejsze i większe złości w naszych sercach, odstępstwa od Jego drogi, a nabrali nowego zapału i energii. Bo taki chyba jest cel w corocznym celebrowaniu tej uroczystości: przypomnieć sobie to wszystko, przeżyć to na nowo, napełnić się nadzieją i taką wiosną w sercu... I z nią iść dalej. Nieść dobro i miłość.

Tego Wam życzę. Narodźmy się do życia, lepszego życia, dzisiejszej nocy. Nie wiem, jak Wy, ale ja tego ogromnie potrzebuję i choć myślę, że bardzo się staram, to ciągle za mało i ciągle zbyt krótko trwa moje nawrócenie. "Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus."

Więc pamiętajmy też o sobie nawzajem i o Nim. Nikt Cię nie kocha tak jak On. A On kocha najmocniej.

środa, 8 marca 2017

kobiet! || you go girl, girl power, siła jest kobietą itp. itd.

Kobieta ma tyle siły, że zadziwia mężczyzn. 
Dźwiga ciężary losu, rozwiązuje problemy, jest pełna miłości, radości i mądrości.
  Uśmiecha się gdy chce krzyczeć, śpiewa, gdy chce się jej płakać, płacze, gdy się cieszy i śmieje, gdy się boi. Jej miłość jest niekontrolowana.  Łzy są jej sposobem wyrażania smutku, wątpliwości, miłości, samotności, cierpienia i dumy. Walczy o to, w co wierzy, sprzeciwia się niesprawiedliwości, daje z siebie wszystko, jej miłość jest bezwarunkowa.  Mimo przeciwności losu znajduje w sobie siłę, by żyć dalej, wie, że pocałunek i przytulenie mogą uleczyć złamane serce. Ma tylko jedną wadę… zapomina ile jest warta.

Bo kobiety są silniejsze od mężczyzn, tego jestem pewna, bez dwóch zdań. Jakby mężczyźni mieli rodzić... no, dlatego nie rodzą :). Wizyta u dentysty to dla nich męki piekielne i muszą cholernie cierpieć, żeby ją w ogóle raz na kilka lat odbyć. Facet, gdy ma coś do zrobienia to trzeba dać mu spokój i nie truć o czymś innym. Kobieta natomiast gotuje obiad, pomaga dzieciom przy lekcjach, a w między czasie sprząta mieszkanie. Może i jesteście silniejsi fizycznie, i bardzo dobrze. My w końcu jesteśmy Księżniczkami :). 

piątek, 10 lutego 2017

gór (i poezji) po raz 1000... i nie ostatni

W ogóle nie byłam świadoma tego, jak bardzo potrzebuję gór. Jadąc, nawet miałam gdzieś z tyłu głowy myśl, że po co ja to wymyśliłam, przecież będzie zimno, mokro, a wypadałoby wyjść na dwór, marznąć... Zresztą, znów myślałam, że to w ogóle nie dojdzie do skutku. Już na miejscu przyznałam się, że "Księżniczko, wstań!" powstało, kiedy byłam pełna optymizmu, teraz jest to upadła Księżniczka. Właściwie, tak było przed wyjazdem. 
Ale góry! 

Góry to przestrzeń, pustka, CISZA. Nawet jak wokół są tłumy ludzi, to jednak pozostaje cisza, taka wewnętrzna, prawdziwa. Nic w środku nie mówi, żeby zrobić to i to, a jutro jeszcze to, a co to będzie po powrocie, no bo przecież egzamin... ZERO myśli. Dosłownie, zero. Szłam, rozglądałam się i uśmiechałam. Po prostu. Tak wygląda Niebo, tak wygląda szczęście. Moje szczęście. Odpoczęłam. Paradoksalnie, mimo kilkudziesięciu kilometrów w nogach, nie pamiętam, kiedy czułam się tak w pełni sił, jak tam, na szczycie. Co chwilę zmieniały się krajobrazy, zmieniała się pogoda, a ja mogłabym iść i iść (gdybym jeszcze miała pizzerie po drodze xD). Dlatego w góry można jeździć w nieskończoność - nigdy nie wiemy, czym nas zaskoczą. Jakie je zobaczymy? W promieniach słońca, a może schowane za mgłą? A może nic nie zobaczymy, ale to 'nic' będzie tak przepięknie tajemnicze. Albo po chwili odsłoni przed nami całe, pozostawione na dole miasto lub dojrzymy je tylko przez chmury. A las? Jaki będzie las? Przykryty śniegiem czy ostanie się on już tylko na ścieżce i będzie o sobie przypominał z każdym postawionym przez nas krokiem? Czy wpadniemy w zaspę czy błoto? A może i wśród drzew dojrzymy słońce? Właśnie, przecież nasza sobotnia wędrówka rozpoczęła się od deszczu. A potem to już poezja... Też dosłownie ;).

Kiedy jestem w górach nie istnieje świat zewnętrzny, zgiełk i pośpiech. Jest tylko natura i życie razem z jej rytmem. Ktoś może powiedzieć, że to tylko mój wymysł, bo przed życiem się nie ucieknie. Zależy kto co nazywa życiem.



Góry są dla każdego. Oczywiście, nie każde i nie zawsze, ale każdy może w nich znaleźć coś dla siebie. Jedni szli z nartami, kijami trekingowymi, inni z sankami, z dziećmi, pojedynczo, grupami... Ktoś wszedł i zjechał kolejką, a ktoś inny skorzystał z niej tylko w jedną stronę (jak my). I tak sobie myślę, że żaden z tych sposobów nie jest gorszy lub lepszy. Ważne, że odpowiada danej osobie, daje jej poczucie bezpieczeństwa, radość, często pozwala pokonać pewne bariery i zobaczyć tę inną perspektywę. I ja, choć marzą mi się bardziej wymagające wędrówki, byłam usatysfakcjonowana tym, że 'tylko' zdobyłam sam szczyt i zeszłam ze Śnieżki. Na tamten moment było to dobre rozwiązanie, pozwoliło na wiele pięknych przeżyć oraz widoków i tylko na dobre wspomnienia.

Góry tylko wtedy mają sens, gdy jest w nich człowiek ze swoimi uczuciami, przeżywający klęski i zwycięstwa. I wtedy, gdy coś z tych przeżyć zabiera ze sobą w doliny.


Góry to ludzie - ludzie zmęczeni, ale uśmiechnięci. Mimo tego spokoju i pustki, to na takich popularnych trasach, nie sposób nie spotkać innych turystów, turystów w różnym wieku, z różnych krajów, różnie przygotowanych. Innych równie wesołych turystów. Raz jest ich wielu, mijamy się, często ustępując sobie wzajemnie miejsca na wąskich ścieżkach, by potem znów iść samotnie. Tu każdy jest bardziej skory do żartów, wymiany serdecznych uśmiechów i jest to tak bardzo naturalne, jak bardzo dziwnym wydawałoby się w autobusie miejskim w Warszawie (tylko żeby nie było, nie generalizuję!). I tak, jak pisałam wyżej, są to różni ludzie, podróżujący w różny sposób, a mimo to, coś ich łączy i na pewno nie jest to pogarda tych, co weszli, do tych, co wjechali kolejką. No, i nie tylko żarty! A 'na szczycie' lub w czasie drogi łatwiej jest o wymianę refleksji, łatwiej rozmawiać o czymś więcej niż pogoda i uczelnia. Duchowość gór to coś, co przyda się każdemu z nas.

Gdyby najkrócej określić to, co właściwie wciąż ciągnie mnie w góry, to jest to – przyjemność. Przyjemność pojawia się wtedy, gdy nie myśli się jedynie o wejściu na wierzchołek, ale gdy np. idąc po lodowcu, człowiek zaśpiewa, zaśmieje się, czy zrobi komuś jakiś kawał. Jest też w górach tyle piękna i w tylu postaciach, że trudno to wyrazić. Jest to urlop od spraw codziennych i oddalenie się od nich, choć nie oznacza to ucieczki, a tylko potrzebny względem nich dystans.

Wróciłam. I życie nagle nabrało sensu (co prawda, jest nim to, by dotrwać do kolejnej wędrówki... xD). Żyje się lepiej, więcej się chcę, a głowa jakaś bardziej spokojna. Więcej cieszy, przyjaciele są bliżsi, horyzont szerzej otwarty... Bo góry generują nowe marzenia. Nieustannie zachęcam do nawet najkrótszych wyjazdów, nie bójcie się ich proponować, a potem realizować!:) Idź dalej, sięgaj wyżej - ultreia et suseia - jak wczoraj usłyszałam. Dziękuję Ci, Boże. Dziękuję za to codziennie od soboty. I Wam oczywiście!  <3



Kiedy jestem z Tobą, nie cieszy ziemia mnie.
Któż piękniejszy jak Ty? Panie mój, kocham Cię.

sobota, 28 stycznia 2017

muzyki motywacyjnej || 10 utworów na czas sesji

Pomysł na ten post pojawił się już kilka lat temu. Szczególnie budził się w okresach jesienno-zimowej szarugi, dodatkowo pogłębianej zaliczeniami i egzaminami. Dlatego też teraz z nim do Was przychodzę, chociaż ja już się prawie z wszystkim uporałam. No, nie było też tego dużo. Są to utwory, które towarzyszą mi przy bieganiu i to głównie do tego motywują oraz natychmiastowo poprawiają humor. Kolejność nie do końca, ale trochę przypadkowa :D.

sobota, 7 stycznia 2017

ludzi, moich ludzi, różnych ludzi.

One friend left to sell clothes, one works down by the coast
One had two kids but lives alone, one's brother overdosed
One's already on his second wife, one's just barely getting by
But these people raised me and I can't wait to go home





Wczorajszy poranek zasypał mnie Edem na fejsie, więc musiałam posłuchać. A potem jeszcze raz i jeszcze raz, obejrzeć teledysk, przeczytać tekst... I pomyślałam o tych wszystkich, z którymi "przyjaźniłam się" do tej pory. Że każdy - choć tak inny - to z jakiegoś powodu choć przez chwilę ważny w moim życiu. Choć przez chwilę sprawił, że się uśmiechnęłam, że spędzałam miło czas, że miałam na kogo liczyć. Na pewno Ci ludzie w jakiś sposób mnie ukształtowali, podobnie jak sytuacje, w których się rozstawaliśmy. I jedyne, co czuję, jak patrzę wstecz to wdzięczność, ogromna wdzięczność.

Pamiętam, że zawsze chciałam mieć jedną, taką najlepszą przyjaciółkę, z którą spędzałabym całe dnie, rozmawiałabym do nocy, która byłaby jak siostra (którą swoją drogą też zawsze chciałam mieć). A jak jakaś nie reagowała na moje smutki to od razu chciałam z nią poważnie rozmawiać, no bo... miało było tak jak w filmach, wiecie. Przez to te przyjaciółki się tak zmieniały i zmieniały. W sumie, dziwne, że jeszcze je wszystkie pamiętam, tyle ich było :P.  Aż w końcu skończyłam z rankingami i oczekiwaniami. Dziś raczej cieszę się z tych osób, co są, częściej lub rzadziej. Bardzo doceniam wszelkie życzenia, chociażby na fejsie, czy proste i niespodziewane smsy, wiadomości, zdjęcia - tak jest mi miło, że o mnie pamiętacie! Jak chcę pogadać to potrafię to powiedzieć wprost, a nie czekać aż się domyślą. Staram się nie myśleć, że tyle razy ja się pierwsza odzywałam, ja coś proponowałam, to tym razem ona by mogła. Mogłaby, ale mi korona z głowy nie spadnie, gdy to zrobię. Jeśli chcę, to nie analizuję, a działam! Dobra... może nie zawsze, ale myślę, że tak być powinno :).



Uwielbiam wracać do Lipna, szczególnie w okolicach różnych świąt i wymienić chociaż "cześć" ze zwykłymi znajomymi, których spotyka się tu na każdym kroku, a z tymi bliższymi zatrzymać się na krótką rozmowę. To wywołuje u mnie tyyyyyyyyle radości! Już nie mówiąc o spotkaniach z przyjaciółmi z czasów liceum i nie tylko, kiedy widzimy się raz na pół roku, czasem rzadziej, a rozmawiamy, jak za dawnych lat. I tak jak w piosence, każdy ma swoje życie, w innych miastach, jedni zakładają rodziny, inni pracują, studiują... Nasze drogi, podobnie jak z dziewczynami z licencjatu, pozornie się rozchodzą. Choć wiele nas łączy, to i dużo dzieli, czasem nawet pod względem osobowościowym. Ale jeśli chcemy, to możemy w prosty sposób sprawić, że nasz dzień będzie o tę pare uśmiechów piękniejszy, o pare rozmów bogatszy, o pare wspomnień weselszy. 

To wręcz niesamowite, ilu ludzi się przewinęło wokół mnie, ilu naprawdę różnych ode mnie ludzi. Chyba w tym poście chcę Wam po prostu za to podziękować. Nieważne, czy spędziliśmy ze sobą dwie imprezy, wymieniliśmy kilka komentarzy na facebooku czy przyjaźnimy kilka lat. Jeśli się spotykamy i szczerze do siebie uśmiechamy, to jestem Ci za to bardzo wdzięczna. To dla mnie ogromnie ważne, bo kolorujesz moją codzienność. Jeśli nie, to może kiedyś do tego dojdzie? 

I choć kocham samotność, uwielbiam siedzieć sama w mieszkaniu czy biegać, to Pan Bóg cudownie sprawił ten świat, że jesteśmy, że prostymi gestami możemy uczynić tyle radości i zrezygnujemy z każdego materialnego przedmiotu czy aktywności, byleby spędzić ten czas z kimś. Potrzebujemy siebie. Na fejsie też :).

A ja polecam, pisać, proponować, pytać, zagadywać, a nie czekać i obrażać się!
Nieważne, czy rozmawialiśmy ostatnio rok temu czy wczoraj - chcesz, to porozmawiajmy dziś!