poniedziałek, 13 sierpnia 2018

zabłogiego lenistwa

Nawet nie wiem, ile razy miałam tu wejść, ile razy układałam w głowie plan, co tu napiszę. 
A potem nie wchodziłam. I zapominałam.

Moje życie jest dalekie od ideałów i prawd, które popieram, które przez jakiś czas wcielałam w swoje życie i o których Wam tu pisałam. Uważam, że to był piękny czas,  że tak być powinno. Miałam nadzieję, że urlop mi pomoże się ogarnąć, przynajmniej w kwestii biegania - że roztrenowanie przyniesie nową radość, motywację i cele. No nie do końca, choć powoli do niego wracam. Ale jeszcze pozwalam sobie się obijać - w innych kwestiach też. Jednocześnie ciągle się urlopuję na maksa, ile mogę, i nawet teraz leżę na hamaku, zamiast być na Jasnej Górze po ośmiu dniach pielgrzymowania. Na pewno nie żałuję, ale - jest inaczej. Może po całym roku życia w trybie praca-trening-sen rzeczywiście potrzebuję AŻ tyle odpoczynku? Może po całym roku tęsknoty i niedosytu czasu spędzonego z najbliższymi nie czułam potrzeby, by znów ich opuszczać?

Jednak nawet ten jeden dzień na szlaku przypomniał mi o tym miejscu, o stronie na fejsie i o tym, że kiedyś komuś pomogłam, kogoś zmotywowałam, ktoś mnie z tym kojarzy. Dał mi do myślenia nad tym, gdzie jestem i gdzie idę, a przede wszystkim - co robię.

Na przykład spełniłam swoje marzenie. Z dużym plecakiem, , po ponad dziesięciogodzinnej podróży autokarem, wyruszyłam w góry, by spędzić w nich tylko niewiele ponad dwie doby. Zasnąć i obudzić się n wysokości. Zjeść śniadanie, obiad i kolacje w niebie. Po prostu być i na nie patrzeć, nigdzie się nie spiesząc. No i stało się to, co przewidywałam - spodobało mi się to Już nie będę się bała całodniowych wędrówek, nawet z bagażem. Kocham je, no najbardziej na świecie. Oczywiście, Bieszczady to nie tylko góry, to cała niezwykła kraina, niepowtarzalny klimat i zdecydowanie wygrywają w moim sercu. Ale Karkonosze depczą im po piętach i ze względu na schroniska zachęcają, by wrócić. Polecam! I za kilka znów będę na południu Polski - może będzie mniej górsko, ale nieważne, naprawdę liczy się każda chwila TAM. 

Poza tym... chyba chciałabym być lepsza i weselsza. Po prostu, chciałabym być bliżej Niego, bo bez tego to ani rusz w tę stronę. Może się uda... I potrzebuję nowych marzeń, celów, motywacji, zdecydowanie! Bo jeśli chodzi o wyjazdy... to plany mam już na cały rok :)  

sobota, 21 kwietnia 2018

niepewności.

Prawie pięć lat się przed tym broniłam. Uważałam, że podążanie za swoimi marzeniami i celami, to właśnie ten kierunek. Jeśli mam się nie poddawać, to właśnie tak: nie rezygnując, bo przecież ja wybieram, jak wygląda moje życie. Ja jestem panią swojego losu i on ma się toczyć tu.

Ale ten los nie dawał wizji przyszłości. Obfitował w ciągłą niepewność i litry łez, gdy przychodziło wyjeżdżać z domu. Zmiany mieszkania, nieotwierane lub zamykane studia podyplomowe, które od dwóch lat planuję zacząć. W samotność, gdy się jej nie chciało, i tęsknotę na co dzień. 

Były też te piękne i słoneczne dni, przeplatane spotkaniami ze wspaniałymi ludźmi, świetnymi treningami i mnóstwem wydarzeń kulturalnych czy sportowych, nawet za darmo. Wszystko na wyciągnięcie ręki.Od ofert pracy aż się roi. Zawsze jest gdzie wyjść, zawsze jest pięknie. 

I długo widziałam tylko tę drugą stronę medalu. Bardzo powoli dopuszczałam do siebie inne myśli. Aż w końcu, pomyślałam, że może po coś się ciągle nie udaje? Że może czas powiedzieć 'stop'.  Że może to właśnie ON chce mi pokazać, gdzie moje miejsce i co jest w życiu najważniejsze. I jak ma ono wyglądać. Przecież zawsze chciałam, żeby nim kierował. 

Jak to wszystko odczytać? 



Tak naprawdę nadal nic nie wiem, chyba jeszcze bardziej nic, niż wcześniej. Ale otworzyły mi się niektóre klapki i myślę inaczej, na pewno szerzej. I nawet mi z tym dobrze.

niedziela, 25 marca 2018

Wielkiego Tygodnia

Jak zwykle wchodzę w Wielki Tydzień na maksa poharatana, zmęczona i trochę zagubiona. Z niedotrzymanymi postanowieniami wielkopostnymi. W poszukiwaniu pasji, sensu, przyszłości, a od teraz przede wszystkim - JEGO.

Bo chyba tak bardzo wierzę, że On jest zawsze i wszędzie, cokolwiek bym nie zrobiła, że z lenistwa już Go nie szukam. Przecież jestem taka zmęczona, a On i tak mnie kocha. A powiem Wam jedno - żadne treningi, szkolenia i inne obowiązki nie zastąpią Miłości. A Miłość w stu procentach daje tylko ON (no i rodzice, ale są daleko :(). Pełną akceptację, obecność, przytulenie. Zawsze i wszędzie. Przekonałam się dziś o tym kolejny raz. Bo nie zawiodła mnie Ona ani przez chwilę przez 24,5 roku życia.


Jeszua, gdzie jesteś?
Jeszua, ja tęsknię.

Dzisiejszy bieg skończyłam tylko dla tych osób, które specjalnie wyszły z domu, by mi kibicować i dla tych, które wsparły moją zbiórkę na Fundację Synapsis. Plusy są dwa: zaryzykowałam i przegrany bieg ukończyłam. Więcej na ten temat nie ma co pisać.

A na zajęciach wywiązała się dyskusja, czy mówić dziecku, że się nie nadaje do podejmowanej aktywności...

To jest ten czas, ten tydzień, te dni. Niech liczy się tylko ON. Chcę po prostu wpatrywać się w Jego kroki, Jego krzyż i wraz z Nim zmartwychwstać. Narodzić się lepsza. Bo może jeszcze nie wszystko stracone?