środa, 30 grudnia 2015

podsumowań

Taki w skrócie był mój rok - patrząc na to, co pozytywne, bo to ważne :). Chyba lepszy niż poprzedni, choć nadal nie najłatwiejszy. Jak wiecie, nie lubię Sylwestra, ale każda okazja jest dobra, by uczynić życie piękniejszym.

 Postanowiłam biegać, bo od tego jestem szczęśliwsza. 
Postanowilam ŻYĆ, jak najwięcej próbować (tego, co dobre :>) i być aktywną.
 Postanowiłam nie żałować, a iść do przodu, mniej się bać, a więcej działać. 
Często żyć z dnia na dzień bez niepotrzebnego zamartwiania się. 
Dbać o przyjaźnie, ale i dbać o siebie. 
Dbać o tę najwazniejszą relację, z perspektywą tego, co w górze. 
Wykorzystywać każdą chwilę z myślą, że nie wszystko musi się "pieniężnie opłacać". 
Zwiedzać, odwiedzać, słuchać, spotykać, rozmawiać... 
ŻYĆ a nie ISTNIEĆ.  Byle dobrze, byle kiedyś trafić TAM. 

Czy się udało? 
Nie zawsze, bo taką mam naturę.
 Nie zawsze, bo spotykały mnie też trudne sytuacje. 
Nie zawsze, bo nowe jest zazwyczaj niepewne. 
Ale to też jest potrzebne. Czasem trzeba się zatrzymać, zmarnować kilka godzin, przeleżeć cały dzień, nie robić nic. Zrezygnować z jakiegoś wyjścia na rzecz herbaty przy komputerze. 
Byle nie za długo, byle nie za często. Byle nie zgubić optymizmu, o który ciągle walcze ze swoim dość pesymistycznym wrodzonym charakterem. 

ROBIĆ DOBRO. 
BYĆ CORAZ LEPSZYM CZŁOWIEKIEM.
PROMIENIOWAĆ BOŻĄ RADOŚCIĄ.
ŻYĆ.

Chwała Panu za ten rok, za wszystkich ludzi, których poznałam, za tych, którzy ciągle są - po prostu dziękuję:). I niech to, co tu napisałam przyświeca mi w 2016 roku. Niech wyraża się w czynach, a nie tylko założeniach. Dlatego dodaję: MNIEJ MÓWIĆ, WIĘCEJ ROBIĆ.
Wam życze tego samego, żyjcie pełni wiary i radości - najlepiej jak się da :).




poniedziałek, 7 grudnia 2015

biegania?

Na tę notkę szykowałam się od sierpnia. Wtedy już chciałam napisać kilka słów wyjaśnienia tym, którzy nie kojarzyli mojej osoby z bieganiem, a co dopiero z jakimiś startami. Czekałam do pierwszych zawodów, a potem systematycznie stwierdzałam, że to jeszcze za mało, by poświęcić temu oddzielny post. Teraz znów pojawia się taka myśl, ale mam czas i okazję, więc piszę.


Zacznijmy od początku. Nigdy nie uprawiałam żadnego ze sportów, choć zawsze była to dla mnie ważna dziedzina życia. Odnajdywałam się w roli kibica. To Kuba (mój brat) od dziecka chodził na zawody, treningi i o takiej jego przyszłości była mowa. Ja chętnie ćwiczyłam na wfie, jeździłam na rolkach, pływałam, ale nic specjalnego. Nie zostałam zakwalifikowana do klasy sportowej w podstawówce i w tym czasie rzeczywiście było mi do niej bardzo daleko. Na SKS-y z siatkówki odważyłam się (po wielu namowach koleżanek) pójść w III gimnazjum i zostałam nawet wpuszczona na chwilę na boisko podczas zawodów :D. Wtedy już kochałam tę dyscyplinę (nadal jest moją ulubioną), jeździłam na mecze, oglądałam ich mnóstwo. W liceum z wf-u miałam szóstkę, ale to dlatego, że zawsze chętnie ćwiczyłam. Wracając jednak do biegana to własnie ono psuło mi oceny. Mogłam robić wszystko, tyllko nie to. I tak wśród piątek i czwórek, pojawiały się trójki i dwójki na 800m.