niedziela, 25 marca 2018

Wielkiego Tygodnia

Jak zwykle wchodzę w Wielki Tydzień na maksa poharatana, zmęczona i trochę zagubiona. Z niedotrzymanymi postanowieniami wielkopostnymi. W poszukiwaniu pasji, sensu, przyszłości, a od teraz przede wszystkim - JEGO.

Bo chyba tak bardzo wierzę, że On jest zawsze i wszędzie, cokolwiek bym nie zrobiła, że z lenistwa już Go nie szukam. Przecież jestem taka zmęczona, a On i tak mnie kocha. A powiem Wam jedno - żadne treningi, szkolenia i inne obowiązki nie zastąpią Miłości. A Miłość w stu procentach daje tylko ON (no i rodzice, ale są daleko :(). Pełną akceptację, obecność, przytulenie. Zawsze i wszędzie. Przekonałam się dziś o tym kolejny raz. Bo nie zawiodła mnie Ona ani przez chwilę przez 24,5 roku życia.


Jeszua, gdzie jesteś?
Jeszua, ja tęsknię.

Dzisiejszy bieg skończyłam tylko dla tych osób, które specjalnie wyszły z domu, by mi kibicować i dla tych, które wsparły moją zbiórkę na Fundację Synapsis. Plusy są dwa: zaryzykowałam i przegrany bieg ukończyłam. Więcej na ten temat nie ma co pisać.

A na zajęciach wywiązała się dyskusja, czy mówić dziecku, że się nie nadaje do podejmowanej aktywności...

To jest ten czas, ten tydzień, te dni. Niech liczy się tylko ON. Chcę po prostu wpatrywać się w Jego kroki, Jego krzyż i wraz z Nim zmartwychwstać. Narodzić się lepsza. Bo może jeszcze nie wszystko stracone?