poniedziałek, 26 września 2016

buczynowych lasów || mój kawałek Nieba w Bieszczadach

Kiedy jak buki na mróz serce mi pęknie
połóżcie mnie na wóz z widokiem na Bieszczady


Dwa lata temu, gdy wraz z rodziną wchodziłam na Tarnicę, zastanawiałam się, co wolę: góry czy Mazury. Po drodze, byłam bliżej tej drugiej odpowiedzi, jednak na samym szczycie nie miałam już wątpliwości. Dziś jestem pewna, że swoje serce zostawiłam w najdalszym dla mnie zakątku Polski, ukrytym bez zasięgu, pomiędzy serpentynami dróg i szumem potoków: w Bieszczadach.



Kiedy przed wyjazdem sprawdzałam wszystkie możliwe pogody byłam załamana. Jak to możliwe, że planowany od lat, wyczekany i wytęskniony wypad, zaraz po tygodniu upałów, miał zatonąć deszczu? Co z moimi planami, gdzie i kiedy pojechać, robionymi od miesięcy notatkami, co zobaczyć, jaki szczyt zdobyć? Ale tata powtarzał, że wszystko jest załatwione i na pewno będzie ładnie... :)

I miał racje. Pewnie mogłoby być cieplej, mniej wiać, wtedy zdobyłabym jeszcze Bukowe Berdo, mogłoby nas nie zmoczyć w drodze na Małą i Wielką Rawkę. Mógłby to być kolejny słoneczny i idealny wyjazd, jakich w mojej karierze było już wiele. Nie musiałabym wtedy podejmować decyzji, czy idziemy, czy wracamy się, gdy pada, nie zobaczyłabym lasu we mgle niczym z horroru, nie poczułabym się jak w chmurach, które przysłoniły, odkrywane tylko na sekundy, połoniny i nie doznałabym tego specyficznego klimatu w schronisku przy gitarze i SDM. Tam każda pogoda ma w sobie urok, pokazuje inną twarz tych niezwykłych krajobrazów i swoją nieobliczalność, gdyż człowiek i jego urządzenia nie są w stanie przewidzieć, co będzie za pięć minutów. Tacy jesteśmy wobec tego malutcy. Bóg jedne szczyty zasłania, drugie pokazuje, raz wskazuje Ci drogę słonecznym promieniem, by za chwilę ukryć ją we mgle. To było niesamowite doświadczenie i choć do pełnej jesieni w Bieszczadach, o której marzyłam, zabrakło kilku tygodni, to już teraz było widać po kolorach, że ona nieubłaganie nadciąga…




A tam w mech odziany kamień, tam zaduma w wiatru graniu,
tam powietrze ma inny smak...

Ale jak mówi reklama: NIE MUSI BYĆ PERFEKCYJNIE, ŻEBY BYŁO IDEALNIE :). Wystarczyłoby mi zobaczyć te góry,  poskakać po kamieniach w strumyku, odwiedzić jakąś cerkiew, po prostu tam BYĆ. A wszystko, o czym myślałam- no prawie - się udało. Ostatniego dnia pogoda zrobiła niespodziankę, której nie mogłam zmarnować: widząc masy ludzi z plecakami, postanowiłam, że sama wybiorę się na krótką i dość prostą, znaną mi już, trasę do Chatki Puchatka. Nie był to szczyt odwagi, bo wiedziałam, że uda mi się to w mniej niż godzinę. Poza tym na szlaku będą inni ludzie, nie tak jak na wcześniejszych, gdzie każdy szelest wydawał się być rykiem niedźwiedzia :). Co prawda, aż takiej ilości turystów się nie spodziewałam, ale lepiej tylu niż wcale...:P I tak, z trzech planowanych wypadów w góry, zrobiły się prawie cztery, a mi ciągle mało...

Po drodze na szczyt zazwyczaj nie myślę o tym, co trzeba zrobić, że niedługo do pracy, do szkoły, czy dam sobie radę i tak dalej, i tak dalej... Pozostaje mi tylko rozglądanie się wkoło, jakbym chciała zamknąć gdzieś pod powiekami niezwykłe barwy i krajobrazy, których mój telefon nie potrafi wiernie zachować, oraz myślenie, jak długo i trudno jeszcze będzie się szło. Nic więcej nie ma znaczenia. Na szczycie zaś czuję przeogromną radość, nieopisany zachwyt i wdzięczność. Bo żadna ludzka budowla nie dorasta do pięt temu, co On uczynił.  I właśnie tym chciałam się z Wami podzielić.

Na jednej z kartek przeczytałam: Nie trzeba zmienić świata. Trzeba tylko znaleźć w Nim swoje miejsce. Ja je znalazłam. Ty też szukaj, nie bój się, rób to, co kochasz, jak najczęściej się da. Nie mogłabym tam mieszkać, nie jestem tam często, ale dzięki temu, chwile, które tam spędzam, są dla mnie niezwykle cenne. Naprawdę, rozglądam się na wszystkie strony, nieustannie fotografuję, odwracam się i patrzę, podziwiam... Magia. Były to moje trzecie, ale najdłuższe i najpełniejsze odwiedziny w Bieszczadach. Już tęsknię i planuję, kiedy by tu powrócić, bo jest jeszcze tyle cerkwi do zwiedzenia, wodospadów do zobaczenia, potoków do poskakania, a przede wszystkim szczytów do zdobycia. I choć na przestrzeni tych lat i opisów, które czytam, widzę i wiem, jak bardzo ta kraina się zmienia, cywilizuje i urbanizuje, to nie skupiam się na tym. Wolę myśleć o tym, co nadal dobre i piękne. Bo przecież to dobrze, że doceniamy Polskę, zwiedzamy, spacerujemy, a ludzie tam mieszkający, mają dzięki temu, z czego żyć. Tylko brodów (fragmentów rzek, przez które przejeżdżało się samochodem) żal…


Tu króluje zeszłoroczny czas na posłaniu z liści buczynowych.
Stąd do ziemi dalej niż do gwiazd, zachwytu swego nie wysłowisz.
Rosną skrzydła u ramion, czas się w wieczność przemienia.
Obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy, gdy zbliżajmy się do szczytu po kamieniach.

Poza tym, po drodze jest niezwykły Zalew Soliński, latem - raj dla miłośników sportów wodnych i wypoczynku nad jeziorem, a całym rokiem miejsce, gdzie za każdym razem mam wrażenie, że to nie Polska (podobnie jak na nowym molo w Giżycku) - ogromny zbiornik otoczony, jak to w piosence, zielonymi wzgórzami, Sine Wiry i inne rezerwaty przyrody, Lesko, Zagórz, Komańcza i pozostałe miejscowości, opuszczone wsie, również są pełne miejsc historycznych, z duszą i jeszcze wiele z nich muszę zobaczyć. Wy też!:)



W SKRÓCIE: Bóg jest dobry i stworzył przeeeeeeeeeeeeepiękny świat!

p.s.1 dziękuję, że mnie TAM zabrałeś <3

p.s.2 po wczorajszym maratonie trochę mi się zachciało biegać i nie mogę się doczekać warszawskiego półmaratonu, bo bieganie w Warszawie, przy tylu kibicach, ma coś w sobie :)

p.s.3 jak ktoś nie zna jeszcze 12k to proszę posłuchać, chociaż na żywo robią o wiele większe wrażenie, miałam okazję dziś drugi raz przeżyć ich koncert, jestem zmiażdżona talentem i niezwykłymi utworami autorskimi <3.

piątek, 16 września 2016

życia dwudziestotrzylatki

Cześć. Od paru dni mam 23 lata i jestem bardzo szczęśliwa.
Ale nie dlatego, że wydarzyło się coś niesamowitego, tylko po prostu - chcę taka być, wybrałam tę opcję już jakiś czas temu i staram się, by to trwało.
Życie jest albo śmiałą przygodą, albo jest niczym.
Helen Keller