poniedziałek, 7 grudnia 2015

biegania?

Na tę notkę szykowałam się od sierpnia. Wtedy już chciałam napisać kilka słów wyjaśnienia tym, którzy nie kojarzyli mojej osoby z bieganiem, a co dopiero z jakimiś startami. Czekałam do pierwszych zawodów, a potem systematycznie stwierdzałam, że to jeszcze za mało, by poświęcić temu oddzielny post. Teraz znów pojawia się taka myśl, ale mam czas i okazję, więc piszę.


Zacznijmy od początku. Nigdy nie uprawiałam żadnego ze sportów, choć zawsze była to dla mnie ważna dziedzina życia. Odnajdywałam się w roli kibica. To Kuba (mój brat) od dziecka chodził na zawody, treningi i o takiej jego przyszłości była mowa. Ja chętnie ćwiczyłam na wfie, jeździłam na rolkach, pływałam, ale nic specjalnego. Nie zostałam zakwalifikowana do klasy sportowej w podstawówce i w tym czasie rzeczywiście było mi do niej bardzo daleko. Na SKS-y z siatkówki odważyłam się (po wielu namowach koleżanek) pójść w III gimnazjum i zostałam nawet wpuszczona na chwilę na boisko podczas zawodów :D. Wtedy już kochałam tę dyscyplinę (nadal jest moją ulubioną), jeździłam na mecze, oglądałam ich mnóstwo. W liceum z wf-u miałam szóstkę, ale to dlatego, że zawsze chętnie ćwiczyłam. Wracając jednak do biegana to własnie ono psuło mi oceny. Mogłam robić wszystko, tyllko nie to. I tak wśród piątek i czwórek, pojawiały się trójki i dwójki na 800m.

Biegać zaczęłam chyba po maturze, głównie po to, żeby schudnąć, po prostu. Wiedziałam, że nic innego w tym tak nie pomaga. Jednak każde wyjście wiązało się z wewnętrzną walką z samą sobą. Po jakimś czasie w Warszawie udawało mi się wyjść nawet o 23 w zimę, ale nie robiłam wielu kilometrów. Potem zmieniłam miejsce zamieszkania, miałam dużo zajęć, a gdy wracałam to było już ciemno, mało ludzi na ulicach, więc nie biegałam. Nie wiem dokładnie, kiedy do tego wróciłam. Odkąd jestem w Warszawie zawsze odwiedzam Orlen Warsaw Maraton. Za pierwszym razem byłam tam, by zobaczyć Stadion Narodowy xd, w kolejnych latach, by kibicować znajomym i nie tylko. To wyjątkowa impreza.  Co roku mówiłam, że za rok wystartuję na 10km. Wystartowałam w 2015 roku, ale w charytatywnym marszobiegu na 5km. To zapisanie się na to wydarzenie, było pierwszą motywacją do treningu. Potem cieszyłam się, gdy udało się po przerwie pokonać 10 km. Stopniowo zaczynałam myśleć o starcie na tym dystansie i tak pojawiła się myśl: Ciechocinek 30.08.2015, na który szykował się Kuba. Bałam się, czy dam radę po pielgrzymce i oazie, które wiązały się z przerwą w bieganiu. Okazało się, że i tu i tu da się biegać (chociaż podczas pielgrzymki nie próbowałam, ale znam takich którzy wstawali JESZCZE raniej i dawali czadu). Tegoroczne lato nie sprzyjało, upały wiązały się z tym, że nie raz wstawałam przed 7, by pobiegać (a kocham spać:<).

Przyszedł 30.08, przyszedł stres i... 30 pare stopni na termometrze. Dałam radę, a atmosfera tam panująca i wynik, który osiągnęłam zmotywowały mnie do dalszej pracy. Z czasu nie byłam zadowolona, ale okazało się, że w swojej kategorii wiekowej zajęłam pierwsze miejsce (choć startowało w niej tylko pięć pań), wśród kobiet byłam piąta. Kolejne starty to biegi na 5km w Lipnie i w Warszawie. Na pierwszy z nich się trochę "spiełam", więc gdy ledwo dobiegłam do mety (myślałam, że jest ona wcześniej i za szybko dałam z siebie "maksa"), byłam nie do końca zadowolona, mimo bardzo dobrego jak na mnie czasu. Na kolejnych postawiłam nie na wynik, a na radość z tego, gdzie jestem i co robię. Podobnie było podczas Biegu Niepodległości w Warszawie. Uśmiechałam się przez całą drogę, kibicowałam innym, a widok biało-czerwonych biegaczy i mnie wśród nich, był piękną nagrodą za te wszystkie treningi. Ostatni start to wczorajszy półmaraton. Zdecydowałam się na niego, gdy byłam pewna, że dam radę przebiec te ponad 21km (choć już wcześniej namawiano mnie na "połówkę"). Tylko że ten dystans ćwiczyłam na płaskiej asfaltowej trasie - od takiej ta wczorajsza bardzo odbiegała. Wiedziałam, że będzie las, może błoto i początkowo zachwyciłam się świeżym powietrzem, gdy do niego wbiegłam. Ale potem zabłocone podbiegi oraz pełno piachu, odebrało mi radość z piękna przyrody :d. Jeszcze przed samą metą kolejna górka, do tego śliska i trochę ciasno, a tak chciałam już dać z siebie wszystko :(. Ale nie ma co narzekać, bo atmosfera i organizacja Biegu Świętych Mikołajów była mistrzowska i nie żałuję ani chwili spędzonej w Toruniu (+ za drożdżówki i pączki <3). Z ostatecznego czasu jestem zadowolona, choć treningowo bywało lepiej. Czas odpocząć!


Nie sposób nie wspomnieć jeszcze o warszawskich darmowych treningach, zarówno z Biegam Bo Lubię, jak i ostatnim z Kasią Gorlo i Bartkiem Olszewskim. One również dodają energii, podpowiadają, jak stać się lepszym, urozmaicają proste bieganie. Dodatkowo jest wiele imprez charytatywnych, podczas których mogę po prostu pomóc. Od czasu, gdy wyszłam pobiegać do dziś, dużo się nauczyłam, dużo czytałam, przez co ten sport już nie jest dla mnie taki monotonny.
I co najważniesze - polubiłam go.

Sama nie wierzę, że to mówię, ale nie raz już nie mogłam się doczekać, gdy wyjdę się w końcu przebiec, zmartwienia jakoś odejdą, zachwycę się przyrodą, pomodlę (to moja częsta praktyka, zresztą ciągle podkreślam JEGO wkład w moje bieganie, zdrowie i to, co mnie spotyka w związku z tym, chociaż mogę sobie z Kimś pogadać, nieotwierając ust:P). 

A co w bieganiu jest dla mnie najlepsze? Nie musisz mieć talentu, nie musisz wygrywać, nie musisz mieć predyspozycji fizycznych, pomieszczenia czy towarzystwa - po prostu wychodzisz, biegniesz i systematycznie możesz obserwować swoje postępy, które dają niesamowitą satysfakcję oraz budują pewność siebie. Okazuje się, że jesteś silny/a, gdy jest zimno, strasznie nie chce się wyjść z łóżka, zaczynasz biec i... myślisz: jak ja mogłam nie chcieć iść pobiegać? Odkrywasz różne miejsca, poznajesz ludzi, stawiasz sobie kolejne cele, marzenia i je realizujesz!
Wszystko jest w Twoich rękach :)
To bieganie ciągle pokazuje mi, jak wiele mogę, jeśli tylko chcę i spróbuję.


Wiem,  że to nic specjalnego,  jednak ja ciągle głowie siebie sprzed 10 lat, kiedy ledwo udawało mi sie przebiec 800m. Nie wiem, co będzie dalej, nie mam "maratońskich" aspiracji (jak można tyle biec? :o), ale za to jedno małe biegowe marzenie w głowie. A co do schudnięcia, to kiedyś pomogło, a teraz chyba pomaga utrzymać w miarę dobrą wagę przy wpieprzaniu słodyczy i pizz:P. Dodatkowo od biegania rosną uda :(. Dziękuję wszystkim, którzy wspierają, gratulują, motywują, zachęcają, a także tym, którzy zareagowali na post z 6.10. Zapomniałam o tym napisać ostatnim razem, ale to niesamowite jak Pan zadziałał przez tę notkę w Waszych sercach :).

Obrazki to jedne z moich ulubionych z treningbiegacza.pl 

2 komentarze:

  1. to nie od biegania rosną uda ;) nie zganiaj na bieganie ;) a co do reszty to zgadzam sie w 100%. Nie mysl o maratonach, przyjdzie czas to przebiegniesz go i juz :) Brawo za wyniki w tak krótkim czasie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby tak było to popracuję nad tym :D może to tylko stan przejściowy albo tylko u mnie :D Dzięki!

      Usuń