sobota, 21 kwietnia 2018

niepewności.

Prawie pięć lat się przed tym broniłam. Uważałam, że podążanie za swoimi marzeniami i celami, to właśnie ten kierunek. Jeśli mam się nie poddawać, to właśnie tak: nie rezygnując, bo przecież ja wybieram, jak wygląda moje życie. Ja jestem panią swojego losu i on ma się toczyć tu.

Ale ten los nie dawał wizji przyszłości. Obfitował w ciągłą niepewność i litry łez, gdy przychodziło wyjeżdżać z domu. Zmiany mieszkania, nieotwierane lub zamykane studia podyplomowe, które od dwóch lat planuję zacząć. W samotność, gdy się jej nie chciało, i tęsknotę na co dzień. 

Były też te piękne i słoneczne dni, przeplatane spotkaniami ze wspaniałymi ludźmi, świetnymi treningami i mnóstwem wydarzeń kulturalnych czy sportowych, nawet za darmo. Wszystko na wyciągnięcie ręki.Od ofert pracy aż się roi. Zawsze jest gdzie wyjść, zawsze jest pięknie. 

I długo widziałam tylko tę drugą stronę medalu. Bardzo powoli dopuszczałam do siebie inne myśli. Aż w końcu, pomyślałam, że może po coś się ciągle nie udaje? Że może czas powiedzieć 'stop'.  Że może to właśnie ON chce mi pokazać, gdzie moje miejsce i co jest w życiu najważniejsze. I jak ma ono wyglądać. Przecież zawsze chciałam, żeby nim kierował. 

Jak to wszystko odczytać? 



Tak naprawdę nadal nic nie wiem, chyba jeszcze bardziej nic, niż wcześniej. Ale otworzyły mi się niektóre klapki i myślę inaczej, na pewno szerzej. I nawet mi z tym dobrze.

2 komentarze:

  1. Więcej nie wiem po Twoim wpisie niż przed nim.. a szkoda, bo jestem ciekawy.
    M

    OdpowiedzUsuń