Dlaczego ta porażka mnie tak zabolała? Od zawsze jestem ambitna i choć na ogół nie zależy mi na opinii innych, to gdy zrobię coś słabo, chociaż się do tego tak przygotowywałam, to jest mi przed nimi cholernie wstyd. W sumie nawet spodziewałam się takiego obrotu sprawy - to inny byłby dla mnie niespodzianką, ale bardzo na nią liczyłam.Bezowocnie hamowałam moje myśli, które krąży już wokół świętowania. Dlatego może tak się zawiodłam i to na samej siebie. Wiem, że muszę to zostawić, iść dalej, ale do tego potrzebowałam dnia smutku, powrotu do domu, samotnego przebiegnięcia choć kilku kilometrów, Mszy, szkoły, pracy – wszystkiego po trochu i wszystkiego w swoim czasie.
A Czytania z tamtego felernego dnia, jak zwykle mi pasowały. Bo
Królowa Estera była samotna i błagała Pana: Wspomnij,
Panie, pokaż się w chwili udręczenia naszego i dodaj mi odwagi.
Ja na samotność nie narzekam,
ale tej fizycznej obecności kogokolwiek akurat wtedy mi zabrakło.
Miałam
wtedy trochę pretensji do Boga, bo
przecież plan był inny. Zwróciłam się do niego
ze szczerą modlitwą, przeplataną żalem, bo jestem nauczona, że nie ma co tego
ukrywać. Przypomniałam
sobie jeden z tekstów Kasi Olubińskiej (<3), w którym pisała,
że też nie wszystko rozumie, nie wie, dlaczego tak się dzieje, ale
ufa. A dziś przeczytałam,
że w Biblii nie bój się! pada 365 razy. Tyle, ile dni w
roku, niesamowite. Jutrzejszy psalm też do tego nawołuje. Pan Bóg
wiedział, jakimi tchórzami jesteśmy, że bez Niego strach może
nas sparaliżować. Więc i
ja się postaram.
Powstanę, zawalczę, wygram. Z
Nim mogę wszystko, prawda?
Może to zbyt prywatne, ale żeby nie było zbyt kolorowo i sztucznie. Zresztą i takich dni potrzeba, i z nich pewnie wyrośnie coś dobrego, na pewno będę silniejsza. A przegrywać muszę się jeszcze nauczyć, byle nie w podobnych okolicznościach :P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz