Wiecie...
Bo ja odkąd prowadzę blogi (czyli od prawie 10 lat pewnie), zawsze pisałam podsumowania roku. Najpierw z własnych chęci, potem ulegałam namowom znajomych, a czasem robiłam to tak po prostu, bo chciałam się na chwilę zatrzymać.
Z drugiej strony jednak od kilku lat bardzo nie lubię Sylwestra, którego tak często organizowałam i często na siłę coś kombinowałam, a który najchętniej bym teraz przespała. Ostatnio w Dzień dobry TVN spotkałam się z określeniem "Sylwester pod presją" i pomyślałam, że właśnie tego słowa mi brakowało. Chociaż staram się nie ulegać presji i zazwyczaj mi to wychodzi, to jednak ta chyba mnie dosięga co roku. Może kiedyś w końcu nadejdzie ten moment, że po prostu obejrzę sobie koncerty w telewizji, poćwiczę i pójdę spać :). Bo przecież ta jedna cyferka nic nie zmienia i tego zdania trzymam się już od kilku lat. Niby jakiś okres zamyka, inny otwiera, ale tak naprawdę to tylko teoria. Chyba najbardziej pesymistycznie podeszłam do tego tematu w roku 2012, gdzie potrzebowałam naprawdę lepszych dni, a nie mogła ich przynieść nowa data. A jeśli chcemy zacząć coś nowego, możemy to zrobić w każdym innym dniu roku, chociaż rozumiem, że ten daje dodatkową motywację. I dobrze, nie mam nic przeciwko, jeśli jest okazja, żeby się spotkać, bawić to super, róbmy to. Jeśli jest okazja, by zmienić swoje życie na lepsze- proszę bardzo! To od nas samych zależy, kiedy mamy swój 'nowy rok'.